poniedziałek, 12 lipca 2010

NOWA MITOLOGIA MUZYKI POP

ENRIQUE IGLESIAS

Dziś z głębokości muszli klozetowej
Pieśń mą dobywam zasraną i złą
Kiedy podcinam sobie chujem żyły
Szara krew spływa na włochatą dłoń.

Synu Człowieczy, czemuś nas opuścił
O, Synu Ojca, całuję Twój zad
Czy kiedyś jeszcze doczekam paruzji
Gdy przyjdziesz w glorii i przywrócisz ład

Śpiewałeś piękniej niżeli Lucyfer
Teraz Cię nie ma - dłużej niż trzy dni
Widocznie łatwiej zwyciężyć Kosiarza
Niż śmierć medialną w piekle MTV

Piszę te słowa pogrążony w żalu
Łzy naśladują wstęgi moczu strug
Płacze zmęczona stara kurwa, Ziemia
Spluwa przez sen jej wredny alfons - Bóg.


BRITNEY SPEARS

Britney Spears. Oto kurwa. Większej zdziry nie ma.
Chuje ssie, zad nadstawia dziurami obiema
Choćbyś zjadł kilo Viagry, wypił flaszkę żytniej
Nie zaspokoisz starej pierdolichy Britney.

Bo na niej znacznie więcej niż zwykły chuj trzeba.
Wszyscy ją pierdolili, żaden nie dojebał
I nawet tysiąckonny podwójny wibrator
Nie zdążył zrobić dobrze Britney, nim się zatarł.

Jej pizda się rozszerza szybciej niż sam Wszechświat
Jej pizda, ciągle żądna jebania i pieszczot
Ciągle flupy z niej ciekną... nie ma na nią bata
Kiedy wszystko pochłonie - będzie koniec świata.


ROBBIE WILLIAMS' COUPE

...Robbie łkał...
...Robbie łkał...
...Robbie łkał...
...robił kał

Robi Williams kupę. Ojdiridi u-ha!
Przeciska się przez kiszkę twarda, szorstka, sucha
Pełznie, rani nabłonek, rozdrapuje zwieracz -
Dupo, poluzuj mięśnie i rozchylić się racz!

Armię chciał Rob oszukać szerokim odbytem:
Wypchał swą ciasną dupkę transgenicznym żytem
Podlał wodą i czekał - tak myślał: Spęcznieje
I pomyśli konował w wojsku, żem jest gejem!

Ale! Coś poszło nie tak... ziarno zgniło w rowie
Czemu? Że transgeniczne? Albo stare? Kto wie?
Tak czy siak - z dupy buchnął wyziew z piekła rodem
I cały odbyt stał się ropiejącym wrzodem.

I odtąd każdy pobyt w kiblu to tortura!
Mysz rodzę - a zad boli, jakby była góra...
- - -
P-p-poszło! Kakao w strzępach! Cieknie brudna jucha
Zsunął się Robbie z kibla.... i wyzionął ducha...


MICHAEL JACKSON

Michael Jackson obgryzał paznokcie u stóp
Pewien sędziwy szaman doradził mu to raz,
Że w ten sposób podniesie zawartość swych kont,
Potencję, skalę głosu i aj kju iloraz.

Odtąd Jacko codziennie pazury swe gryzł,
Jako pedikiurzystę najął cukiernika,
A gdy w przełyk drapało i sprawiało ból
To jajeczko na miękko - albo dwa - połykał.

Kiedyś...
         Michael znów trafił na chirurga stół
Lecz nie po to, by znowu nozdrza sobie zwęzić
Wielce szczytny i piękny przyświecał mu cel:
Zacieranie granic i zacieśnianie więzi.

Współżył z dziećmi, szympansem, zmienił rasę, płeć
Płci już właściwie nie ma... ne chce - i nie musi
Teraz gatunkowistom nawet zamknie ryj
Przeszczepiając żołądek samicy watussi!

Jednego nie przewidział... kiedy rano wstał
I tytanowe zęby zacisnął na stopie
Gwałtowne, nagłe torsje zatargały nim
I zagnały do kibla w szalonym galopie!

Rzygał...
         Wyblakł mu pigment i odpadł mu nos,
Bo nowy bebech ludzkich paznokci nie strawi!
Stracił żonę, pieniądze... stracił całą moc...
Proces o pedofilię... Ach... Koszmar na jawie.


TINA TURNER

Jak świat stara, lecz dupka niczym u szesnastki,
Chociaż ryj jak u małpy, stara, ale jara
Niejeden by się jeszcze dużo młodszy znalazł
Co by z nią uskutecznił małe bara-bara.

Dawno temu cyrograf podpisała z piekłem:
Wieczny głos, wieczne nogi, cycki - chuj tam dusza!
Mówi każdej jesieni, że kończy karierę
Lecz na wiosnę znów w trasę koncertową rusza.

Lecz i Tinę chuj strzelił - bo każdego strzela...
W trakcie trasy po Stanach wzięło ją na sranie
Dupkę - zważ - miała małą jak paczka zapałek
A nie mamucie dupsko jak Amerykanie.

Kibel był obliczony na tyłek jak szafa,
Na potrzeby spasionych i tłustych Jankesów,
Tina siadła - i nawet pierdnąć nie zdążyła;
Wpadła w ciemne, przepastne czeluście sedesu.

Do dziś pływa jej truchło po kanałach świata
W moczu marynowana, obsrana, nieżywa -
Pamiętaj, bracie, siostro: gdy na kiblu siadasz
Tinę Wieczną Gównianą Tułaczkę obsrywasz.


MARNY KONIEC W. AXLA ROSE'A

Brodaty starszy facet z wyrwórni płytowej
Jebie osła i bełtem zapija ecstasy
A jedna menadżerka drugiej grzebie w cipie
Wibratorem, nie bojąc się boskiej obrazy.

Impra u Axla Rose'a! Slash już zalał pałę
Laski mu po łbie depczą, gdy leży zapruty
Każdy  się rucha z każdym we wszystkie otwory
Furczą pizdy i spermą ociekają fiuty.

Zakokainowane kurwy w dzikiej furii
Kiedy Axl na nie skinął, każąc brać do dzioba
Podrapały mu klatę, plecy i pośladki
I odgryzły kutasa oraz jądra oba.

Poćwiartowały ciało trajzegą do chleba
Cały czas się branzlując przy stygnących zwłokach
I by nie wstał jak wampir albo jakiś jezus
Serce kołkiem przebiły. I koniec. Po ptokach.

Tak marnie skończył Axl na własnej imprezie,
Dziwki, którym zapłacił, odgryzły mu pytę,
Jego ścierwo rozwlekły śmietnikowe szczury...
Nie czekajcie więc, fani, na kolejną płytę.


EMINEM

Był raz raper Eminem,
Co powalał swym rymem,
A w fristajlu zupełnie nie było nań mocnych -
Bo każdego zwyciężał w pyskówkach ad hocnych!

Śpiewał, że nie ma duszy,
Nieba, wiecznych katuszy,
Rezurekcja to bujda dla grzecznych dziewczynek...
Gotów wyzwać każdego był na pojedynek!

Agnostyczną nawijkę
Rąbał jak pod linijkę,
Pokonywał rabinów, imamów, papieży...
Bo i Benek szesnasty przyznał, że nie wierzy!

Kiedyś zbudził się z rana,
Patrzy - kurwa jebana!
Ni z tego, ni z owego, jednej nogi ni ma.
To się Nicość o swego barda upomina!

Znikać jął od tej pory:
Druga noga, chuj, wory,
Dupa, brzuch, klata, ręce, plecy, kark i grdyka...
Prawda - nikt się z Nicości szponów nie wymyka!

Cały zniknął bez mała,
Tylko głowa została,
Lecz pewnego dnia stwierdził, że jej także nie ma...
I nie było na świecie więcej Eminema!


SNOOP DOGG

Snoop Dogg zruchał już wszystko, co zruchać się dało:
W ruku, w paszczu i w pizdu, a nawet w kakao.
Całą Ziemię objechał od Gizy po Poznań
Poszukując nieznanych sobie nowych doznań.

Raz zobaczył u kumpla figurkę z hebanu
Z dziurką w miejscu pizdeczki zgrabnie wydłubaną.
Raper wziął się pod boki, myśli: o, wciórności!
Ciekawe, jak się jebie boginkę płodności?

Wali w dechę - rzec można - aż iskry się sypią!
Ogień wzniecił, ruchając się z drewnianą cipą.
"Fuck! My dick is on fire!" - fajczy mu się faja,
A za chwilę od chuja zajęły się jaja.

Kupka prochu została w zwęglonej waginie...
Już słońce dlań nie wstanie, a ból nie przeminie!
Żyły podciął - jad łyknął - i w łeb sobie strzelił...
Bo jak żyć ma jebaka... gdy ptak się spopielił...


J. L. i J. C.

"Jestem popularniejszy od Chrystusa" - powiedział John Lennon
przesadził, zgoda, ale przecież coś w tym było,
chociaż jego grobu nie uwalniano od Saracenów
a i Ewangelii chyba nikt nie próbował puszczać od tyłu.

Obaj mieli długie pióra i starsze kochanki
I niezłomną wolę, aby coś dać światu
Ale Jezus zginął w zamachu, a Johna rozerwał granat
Który nieszczęśliwie pomylił z owocem granatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz